Tydzień na krańcu czasu / urywki z wakacji
Mazury, Mikołajki, środek pustkowia.
Mały drewniany domek z tarasem postawiony dawno temu w sosnowym zagajniku.
Jedyne sąsiedztwo to hektary morenowych wzgórz, jezioro i piękne stare siedlisko, równie oderwane od świata jak ten domek. I bociany, tysiące bocianów.
Slow life, slow food.
Czas by odpocząć, by pomyśleć. By pobiegać boso po trawie, by zamoczyć się w zimnym jeziorze.
By nacieszyć się sobą.
Bez komputera, telewizora, internetu. Bez biegu, sztucznego jedzenia, bez dizajnerskich ubrań i pięknego makijażu.
Tylko my i natura. Jej dary i owoce.
Czyli takie życie jakie kochamy najbardziej.
Pogoda nas nie rozpieściła, jedyny chłodny tydzień lipca 2015. Ale to nic. I tak było najdoskonalej.
Mój tydzień wyrwany ze środku sezonu ślubnego.
Tylko oni i ja i dobry pan bóg, który jak zawsze nad nami czuwa.
Oglądam już po raz czwarty i za każdym razem zachwycam się. A przede wszystkim ta fotorelacja napawa mnie spokojem. Wspaniałe miejsce, cudowne zdjęcia i Wy :)